Kiedy wpadł nam do głowy spontaniczny pomysł, żeby na rocznicę ślubu wyskoczyć na parę dni na Sycylię, od razu pomyśleliśmy – tak, koniecznie musimy wyjść na Etnę. Ten spektakularny wulkan jest nieprzewidywalny, ponieważ stale jest aktywny i co jakiś czas wybucha. Liczy sobie 3345 metrów i stanowi nieustające źródło zagrożenia dla okolicy, zwłaszcza stosunkowo blisko położonej Katanii. To własnie z Katanii, jak dla nas dość wczesnym rankiem wyruszyliśmy na naszą wyprawę. Po przejechaniu około 1,5 h autobusem, wysiedliśmy na parkingu, na wysokości 1910 metrów. I już tu widoki były spektakularne! Nie wiem co nas zatem podkusiło, żeby zamiast kawy na tutejszym widokowym tarasie, wybrać trekkingowe buty, kaski i kije i udać się na wyprawę z około 30 osobową grupą równie szalonych osób na sam szczyt 😉 A dodam tylko, że kawę, a już szczególnie włoską uwielbiamy :). No ale co tam, odpowiednio przygotowani i zabezpieczeni, nasmarowani filtrami słonecznymi i zaopatrzeni w wodę, aparat (i kilka innych niezbędnych mi absolutnie przedmiotów haha) ruszyliśmy! Do wysokości 2500 metrów wjechaliśmy górską kolejką, dalej czekały na nas specjalnie przystosowane autobusy, które podrzuciły nas jeszcze wyżej, a potem już tylko spacer! Ilość turystów nagle diametralnie spadła, a na wulkanie została w zasadzie tylko nasza grupa i nasi przewodnicy- wulkanolodzy. Początkowo łagodny spacer, szybko zmienił się w pionowy marsz pod górę! Po około dwóch godzinach dotarliśmy do krateru głównego!!! Wydobywające się z niego kłęby dymów i gazów momentami sprawiały, że nie mogliśmy oddychać, ale widoki wynagradzały wszystko! Pogoda podobno okazała się idealna, do tego stopnia, że nasi przewodnicy sami co kawałek wyciągali telefony i robili zdjęcia. A wino które nam zaserwowali na samym szczycie Etny wynagradzało każdy trud!