Sporo zbiegów okoliczności złożyło się na to, że tegoroczny wybór wakacyjny padł na Portugalię…ale był to wybór doskonały. Portugalia zaskoczyła nas bardzo pozytywnie od początku do końca! Oczarowała, rozsmakowała, rozwiała włosy i trochę opaliła. Plan był dość ambitny – zwiedzamy kilka miast, a ostatnie dni spędzamy na plażowaniu – do przejechania z góry na dół czeka nas więc prawie cały kraj, pozostaje tylko wypożyczyć samochód i wyruszyć. Jednak pech chciał ( a może jednak szczęście), że już pierwszego dnia po wylądowaniu nasza karta kredytowa gdzieś… zginęła!!! Cóż, mamy co prawda pieniądze, ale nie uda nam się wypożyczyć auta!!! Pozostają nam więc pociągli, autobusy, taksówki i 5 rożnych miejsc, w których mamy zarezerwowane noclegi.
Ale nim wyruszymy dalej, pierwsze dni spędzamy w Porto. Ach to Porto!!! Przewodniki pisały, że nie można się w nim nie zakochać, nie da się go zapomnieć, bo porusza wszystkie zmysły… Przewodniki nie kłamały! Nasza miłość zaczęła się już od pierwszych minut, kiedy po wyjściu z metra od razu trafiliśmy do naszego klimatycznego loftu w samym centrum miasta, gdzie czekała na nas Ani – cudowna, ciepła Portugalka z uśmiechem od ucha do ucha, witająca nas tradycyjnym portugalskim przysmakiem, czyli obłędnie dobrymi ciasteczkami pasteis de nata (których podczas całego pobytu w Portugalii zjadłam zdecydowanie za dużo ;))
A samo miasto – pełne kontrastów i kolorów – niebieski i żółty walczą o laur pierwszeństwa, a czerwony stara się im nie ustępować. Pięknie odrestaurowane kamienice, często pokryte wspaniałymi azulejos sąsiadują z opuszczonymi ruinami nierzadko pokrytymi wyjątkowymi muralami. Niewiele osób się tu spieszy, mają czas, by poobserwować świat z okien… i do tego porto, które w Porto smakuje naprawdę wyjątkowo, szczególnie kiedy pije się je nas brzegiem rzeki, albo ponad dachami …Są jeszcze mewy, które budzą co rano i Ocean….Już chciałabym tam wrócić, może i na zawsze….
Ps. kilka zdjęć autorstwa Wiktorii, zgadniecie które 😉